Byłam
w całkowitym szoku. Ja i bycie czarownicą? Ona sobie chyba jakieś żarty stroi,
to nie jest możliwe. Ja nie mam tego genu. Nawet jeśli bardzo bym tego chciała,
to nie mogę go mieć. Moja siostra odziedziczyła wszystko. Całą magię posiada
ona. Nie ja!
Miałam mętlik w głowie. Musiałam to
wszystko przemyśleć. Przez ostatnie dwa dni za dużo się działo. Śmierć mamy,
porwanie, ucieczka z zamku, kamienny krąg, wampiry, ugryzienie, ta cała
sytuacja z pogodą, unoszeniem się w powietrzu, lewitowaniem, czy cholera wie
czym jeszcze. Tego było za dużo. Zaczynałam się w tym wszystkim gubić.
Weszłam do łazienki i spojrzałam na
swoje odbicie w dużym lustrze. Wyglądałam tragicznie. Ubrania, które miałam na
sobie jeszcze w Londynie były podarte, ubrudzone błotem i krwią… Moją krwią…
Odgarnęłam potargane włosy, w których było pełno liści oraz gałęzi. Moim oczom
ukazały się dwa maleńkie ślady po kłach. Nie sączyła się z nich krew, były to
naprawdę maleńkie otworki, w którymi wbił się James w moją tętnicę. Na samo
wspomnienie tego wydarzenia zadrżałam, było to nieprzyjemne wspomnienie, o
którym chciałam jak najszybciej zapomnieć.
Zrzuciłam z siebie śmierdzące
ubrania. Nalałam wody do wanny dodając różnych płynów, które ciotka zostawiła
na szafce tuż obok i zanurzyłam się w przyjemnie gorącej cieczy. Dopiero po
chwili poczułam ogarniające mnie zmęczenie. Wszystkie mięśnie
miałam napięte
przez stres, którego doznałam. Chciałam spać, byłam tym wszystkim wykończona.
Chciało mi się spać i płakać, i nie wiem co jeszcze jednocześnie. Chciałam
wrócić do swojego dawnego, może i trochę nudnego życia. Kochałam je. Było
bardzo spokojne. Nawet mogłabym dalej pracować w tej obskurnej knajpie
Philipsa.
Spędziłam w wannie bardzo dużo
czasu, uroniłam w tym czasie kilka łez. Woda stała się całkowicie zimna. A gdy
do drzwi zaczęła dobijać się zmartwiona ciotka postanowiłam zakończyć użalanie
się nad swoim życiem i w końcu wyjść z łazienki i stawić czoła temu, co
przygotował dla mnie los.
Wróciłam do salonu. Był on dość
dziwny i w życiu nie spodziewałabym się, że może należeć do mojej ciotki.
Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie znałam Stelli Warren. Okazała się
zupełnie inną osobą.
– Jesteś
może głodna? – spytała rudowłosa. – Głupie pytanie… Przepraszam.
Zniknęła na chwilę i wróciła z
talerzem pełnym kanapek oraz kubkiem ciepłej herbaty.
–
Wyjaśni mi ciocia w końcu o co w tym wszystkim chodzi, ja się boję, nie mam
pojęcia co się dzieje – westchnęłam.
–
Po pierwsze nie ciocia, tylko Stella. Mów mi po imieniu – uśmiechnęła się
nieznacznie. – Ja wiem, że wszystko co za chwilę usłyszysz będzie dla ciebie
ogromnym szokiem i zrozumiem, jeśli będziesz zła. Obiecaj mi tylko, że nie
uciekniesz. Jesteś teraz w dużym niebezpieczeństwie, a to mieszkanie obecnie
jest najbezpieczniejszym miejsce, dla ciebie. Zrozumiano? – Przerwała, abym
potwierdziła.
–
Chcę znać prawdę.
–
Dobrze – rozpoczęła. – Wiem również, że całą wiedzę dotyczącą tego wszystkiego
posiada twoja siostra. Nikt nie zadał sobie trudu, aby ciebie też uświadomić.
No cóż, będziemy musiały to nadrobić. Mam chociaż nadzieję, że masz
jakiekolwiek pojęcie o tym, że ród Blush należy do jednych z najpotężniejszych
rodów czarownic. Czarownicami zazwyczaj w tej rodzinie są kobiety. Gen
dziedziczony jest co drugie lub trzecie pokolenie. Co pewnie zdążyłaś sama
zauważyć – wtrąciła. – Muszę przyznać, że z siostrą jesteście dość
wyjątkowym przypadkiem. Do tej pory, gdy rodziły się bliźniaczki obie posiadały
moc od samego początku… Ale czemu tu się dziwić, skoro dwa najpotężniejsze rody
czarodziejskie połączyły się dzięki twoim rodzicom. Jako że Blushowie stoją w
hierarchii wyżej niż Warrenowie twój ojciec przejął nazwisko twojej matki, ale
to nie ma większego znaczenia w tym momencie – przerwała na moment,
zastanawiała się nad dalszymi słowami. – Warrenowie są o wiele potężniejsi
jeśli chodzi o moc, jeśli chodzi o liczebność jest nas dużo mniej. Gen w naszej
rodzinie jest dużo rzadszy. Aż dziwne jest to, że ja i Harry, to znaczy twój ojciec
ją posiadamy. Nie normalne jest też to, że tak późno moc ci się objawiła,
chociaż to chyba złe słowo. Jestem, przerażona tym, że niczego nie umiesz…
– To
mnie naucz – przerwałam jej.
– Będzie
to ciężka praca. Jesteś dużo bardziej potężna niż ja. Naprawdę dużo pracy przed
nami. Zaczniemy od jutra, od najprostszych rzeczy dobrze? Może zapalanie świec
i przerzucanie stron w książkach – zaczęła pomału układać plan. – Mogą nawet
być momenty, że będziesz chciała to wszystko rzucić, ale nie będziesz mogła. Od
tego nie da się uciec Zo.
Uwielbiałam, jak skracała moje imię,
tylko ona zwracała się od zawsze do mnie w ten sposób. Ja byłam Zo, a moja siostra
Liv, chociaż to zdrobnienie nie do końca pasowało do jej imienia.
–
Już nie ,ma od tego odwrotu, przykro mi słoneczko. Naprawdę panując nad swoją
magią jesteś dużo bardziej bezpieczna. My wszyscy jesteśmy…
–
Ciociu… To znaczy Stello – poprawiłam się. – To, co działo się przy tym
kamiennym kręgu miało coś wspólnego z tym, że nad tym wszystkim nie panuję?
–
Niestety tak drogie dziecko, a top tylko mała cząstka tego, co mogłabyś zrobić –
westchnęła. – Potrafisz wywołać burzę z piorunami. Żadna czarownica mojego
pokroju nie potrafi tego uczynić.
–
Wiesz co tam się wydarzyło? – Spytałam. – Przecież zostałam ugryziona. Czuję
się po tym wszystkim względnie normalnie.
–
Ach! Ten chłopak nie zdążył zatopić całkowicie kłów w twojej pięknej szyjce, gdybym
w porę nie pojawiła się w zasięgu wydarzeń nie siedziałabyś tu teraz ze mną.
Dobra, koniec na dziś – spojrzała na malutki zegar stojący na półce. – Jest już
późno, a ty wiele przeszłaś musisz być strasznie zmęczona. Jutro też jest dzień
– powiedziała wstając z kanapy. – Przygotowałam dla ciebie pokój.
Wstałam i podążyłam za nią do
wspomnianego pomieszczenia. Był to niewielki pokoik. Znajdowało się w nim łóżko,
szafa, a także pełno regałów na książki. Tak jak w salonie sięgały one aż do
sufitu. Byłam ciekawa w ilu pomieszczeniach jeszcze ta kobieta skrywa księgi
zaklęć i inne takie.
Ciotka zostawiła mnie samą,
przebrałam się szybko w jej dresy i za dużą koszulkę, które od tej pory miały
stać się moją piżamą i wskoczyłam pod zimną kołdrę. Mimo ogarniającego mnie
zmęczenie nie mogłam zmrużyć oka. Za wiele się wydarzyło, zbyt wiele przeszłam
w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin. Nie byłam na to wszystko gotowa.
Ale czy na takie wydarzenia można
być przygotowanym? Nie wydaje mi się. Zastanawiało mnie również czy te potwory mnie
odnajdą.
~~~~
Wyrobiłam się! Już myślałam, że nie zdążę. Planuję, aby rozdziały pojawiały się raz w tygodniu w środy. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować mój plan.
Zachęcam bardzo serdecznie do komentowania i mam nadzieję, że podoba się wam chociaż minimalnie to co tworzę ;)
Już nie mogę doczekać się, kiedy zacznie się uczyć i jak jej to będzie wychodziło :D
OdpowiedzUsuń