środa, 7 czerwca 2017

Rozdział 3

            Byłam w całkowitym szoku. Ja i bycie czarownicą? Ona sobie chyba jakieś żarty stroi, to nie jest możliwe. Ja nie mam tego genu. Nawet jeśli bardzo bym tego chciała, to nie mogę go mieć. Moja siostra odziedziczyła wszystko. Całą magię posiada ona. Nie ja!
            Miałam mętlik w głowie. Musiałam to wszystko przemyśleć. Przez ostatnie dwa dni za dużo się działo. Śmierć mamy, porwanie, ucieczka z zamku, kamienny krąg, wampiry, ugryzienie, ta cała sytuacja z pogodą, unoszeniem się w powietrzu, lewitowaniem, czy cholera wie czym jeszcze. Tego było za dużo. Zaczynałam się w tym wszystkim gubić.
            Weszłam do łazienki i spojrzałam na swoje odbicie w dużym lustrze. Wyglądałam tragicznie. Ubrania, które miałam na sobie jeszcze w Londynie były podarte, ubrudzone błotem i krwią… Moją krwią… Odgarnęłam potargane włosy, w których było pełno liści oraz gałęzi. Moim oczom ukazały się dwa maleńkie ślady po kłach. Nie sączyła się z nich krew, były to naprawdę maleńkie otworki, w którymi wbił się James w moją tętnicę. Na samo wspomnienie tego wydarzenia zadrżałam, było to nieprzyjemne wspomnienie, o którym chciałam jak najszybciej zapomnieć.
            Zrzuciłam z siebie śmierdzące ubrania. Nalałam wody do wanny dodając różnych płynów, które ciotka zostawiła na szafce tuż obok i zanurzyłam się w przyjemnie gorącej cieczy. Dopiero po chwili poczułam ogarniające mnie zmęczenie. Wszystkie mięśnie
miałam napięte przez stres, którego doznałam. Chciałam spać, byłam tym wszystkim wykończona. Chciało mi się spać i płakać, i nie wiem co jeszcze jednocześnie. Chciałam wrócić do swojego dawnego, może i trochę nudnego życia. Kochałam je. Było bardzo spokojne. Nawet mogłabym dalej pracować w tej obskurnej knajpie Philipsa.
            Spędziłam w wannie bardzo dużo czasu, uroniłam w tym czasie kilka łez. Woda stała się całkowicie zimna. A gdy do drzwi zaczęła dobijać się zmartwiona ciotka postanowiłam zakończyć użalanie się nad swoim życiem i w końcu wyjść z łazienki i stawić czoła temu, co przygotował dla mnie los.
            Wróciłam do salonu. Był on dość dziwny i w życiu nie spodziewałabym się, że może należeć do mojej ciotki. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie znałam Stelli Warren. Okazała się zupełnie inną osobą.
– Jesteś może głodna? – spytała rudowłosa. – Głupie pytanie… Przepraszam.
            Zniknęła na chwilę i wróciła z talerzem pełnym kanapek oraz kubkiem ciepłej herbaty.
– Wyjaśni mi ciocia w końcu o co w tym wszystkim chodzi, ja się boję, nie mam pojęcia co się dzieje – westchnęłam.
– Po pierwsze nie ciocia, tylko Stella. Mów mi po imieniu – uśmiechnęła się nieznacznie. – Ja wiem, że wszystko co za chwilę usłyszysz będzie dla ciebie ogromnym szokiem i zrozumiem, jeśli będziesz zła. Obiecaj mi tylko, że nie uciekniesz. Jesteś teraz w dużym niebezpieczeństwie, a to mieszkanie obecnie jest najbezpieczniejszym miejsce, dla ciebie. Zrozumiano? – Przerwała, abym potwierdziła.
– Chcę znać prawdę.
– Dobrze – rozpoczęła. – Wiem również, że całą wiedzę dotyczącą tego wszystkiego posiada twoja siostra. Nikt nie zadał sobie trudu, aby ciebie też uświadomić. No cóż, będziemy musiały to nadrobić. Mam chociaż nadzieję, że masz jakiekolwiek pojęcie o tym, że ród Blush należy do jednych z najpotężniejszych rodów czarownic. Czarownicami zazwyczaj w tej rodzinie są kobiety. Gen dziedziczony jest co drugie lub trzecie pokolenie. Co pewnie zdążyłaś sama zauważyć – wtrąciła. – Muszę przyznać, że z siostrą jesteście dość wyjątkowym przypadkiem. Do tej pory, gdy rodziły się bliźniaczki obie posiadały moc od samego początku… Ale czemu tu się dziwić, skoro dwa najpotężniejsze rody czarodziejskie połączyły się dzięki twoim rodzicom. Jako że Blushowie stoją w hierarchii wyżej niż Warrenowie twój ojciec przejął nazwisko twojej matki, ale to nie ma większego znaczenia w tym momencie – przerwała na moment, zastanawiała się nad dalszymi słowami. – Warrenowie są o wiele potężniejsi jeśli chodzi o moc, jeśli chodzi o liczebność jest nas dużo mniej. Gen w naszej rodzinie jest dużo rzadszy. Aż dziwne jest to, że ja i Harry, to znaczy twój ojciec ją posiadamy. Nie normalne jest też to, że tak późno moc ci się objawiła, chociaż to chyba złe słowo. Jestem, przerażona tym, że niczego nie umiesz…
– To mnie naucz – przerwałam jej.
– Będzie to ciężka praca. Jesteś dużo bardziej potężna niż ja. Naprawdę dużo pracy przed nami. Zaczniemy od jutra, od najprostszych rzeczy dobrze? Może zapalanie świec i przerzucanie stron w książkach – zaczęła pomału układać plan. – Mogą nawet być momenty, że będziesz chciała to wszystko rzucić, ale nie będziesz mogła. Od tego nie da się uciec Zo.
            Uwielbiałam, jak skracała moje imię, tylko ona zwracała się od zawsze do mnie w ten sposób. Ja byłam Zo, a moja siostra Liv, chociaż to zdrobnienie nie do końca pasowało do jej imienia.
– Już nie ,ma od tego odwrotu, przykro mi słoneczko. Naprawdę panując nad swoją magią jesteś dużo bardziej bezpieczna. My wszyscy jesteśmy…
– Ciociu… To znaczy Stello – poprawiłam się. – To, co działo się przy tym kamiennym kręgu miało coś wspólnego z tym, że nad tym wszystkim nie panuję?
– Niestety tak drogie dziecko, a top tylko mała cząstka tego, co mogłabyś zrobić – westchnęła. – Potrafisz wywołać burzę z piorunami. Żadna czarownica mojego pokroju nie potrafi tego uczynić.
– Wiesz co tam się wydarzyło? – Spytałam. – Przecież zostałam ugryziona. Czuję się po tym wszystkim względnie normalnie.
– Ach! Ten chłopak nie zdążył zatopić całkowicie kłów w twojej pięknej szyjce, gdybym w porę nie pojawiła się w zasięgu wydarzeń nie siedziałabyś tu teraz ze mną. Dobra, koniec na dziś – spojrzała na malutki zegar stojący na półce. – Jest już późno, a ty wiele przeszłaś musisz być strasznie zmęczona. Jutro też jest dzień – powiedziała wstając z kanapy. – Przygotowałam dla ciebie pokój.
            Wstałam i podążyłam za nią do wspomnianego pomieszczenia. Był to niewielki pokoik. Znajdowało się w nim łóżko, szafa, a także pełno regałów na książki. Tak jak w salonie sięgały one aż do sufitu. Byłam ciekawa w ilu pomieszczeniach jeszcze ta kobieta skrywa księgi zaklęć i inne takie.
            Ciotka zostawiła mnie samą, przebrałam się szybko w jej dresy i za dużą koszulkę, które od tej pory miały stać się moją piżamą i wskoczyłam pod zimną kołdrę. Mimo ogarniającego mnie zmęczenie nie mogłam zmrużyć oka. Za wiele się wydarzyło, zbyt wiele przeszłam w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin. Nie byłam na to wszystko gotowa.

            Ale czy na takie wydarzenia można być przygotowanym? Nie wydaje mi się. Zastanawiało mnie również czy te potwory mnie odnajdą. 
~~~~
Wyrobiłam się! Już myślałam, że nie zdążę. Planuję, aby rozdziały pojawiały się raz w tygodniu w środy. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować mój plan. 
Zachęcam bardzo serdecznie do komentowania i mam nadzieję, że podoba się wam chociaż minimalnie to co tworzę ;) 

1 komentarz:

  1. Już nie mogę doczekać się, kiedy zacznie się uczyć i jak jej to będzie wychodziło :D

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz chwilę, proszę skomentuj. Daje to pozytywnego kopa do dalszej twórczości.