niedziela, 23 października 2016

Prolog

,,Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku." 
Janusz Leon Wiśniewski

Kolejny raz w tym tygodniu trzasnęłam drzwiami małego pokoju, który na dodatek dzieliłam z siostrą - bliźniaczką. Za żadne, ale to żadne skarby nie mogłam dogadać się z mamą. To chyba nic z dziwnego. Moja siostra jest wyjątkowa. Jest czarownicą. Mama jest z niej taka dumna… Moja zwyczajność ją denerwuje.
Olivia odziedziczyła ‘’dar’’ po prababce Madeline. Była dość niezwykłą osobą. Nie bez powodu krążą o niej różne plotki. Moja babcia uwielbiała o niej opowiadać. Nie była czarownicą, ani nikim w tym stylu, a i tak emanowała pewnego rodzaju magią. Kochała mnie taką, jaką jestem. Czyli dziwną. Wszyscy w mojej rodzinie są albo byli blondynami. Ja jestem inna. Jestem brunetką. Mam kilka tatuaży i kolczyk w nosie. Wszystko wbrew własnej rodzicielce. Jakość wykonania może i nie jest powalająca, ale czego można się spodziewać, jeśli robiło się takie rzeczy w jakiś szemranych salonach, w najgorszych dzielnicach Londynu. Nie pytali o wiek, nie chcieli żadnego dowodu, że mam już te osiemnaście lat. Teraz gdy już mam ten wymarzony wiek to żałuję niektórych. Chociaż pewnie nie powstrzymało by mnie nawet pisemne pozwolenie od rodziców. Podrobiłabym je. Nie ma problemu.
Wrzuciłam do swojej torebki telefon, portfel i słuchawki. Za pół godziny rozpoczyna się moja zmiana w barze. Nie miałam wyjścia musiałam iść do pracy. Jakoś musiałam zarobić na moje największe marzenie. Studia na ASP, a mama często potrafi znikać z jakimś swoim nowy, często dużo młodszym facetem. Często ich zmienia i często wraca z płaczem po kilkunastu dniach a nawet miesiącach. Z jej pracą bywa różnie. Raz jej się chciało raz nie. Zazwyczaj jej salonem zarządza jej przyjaciółka. Jej za bardzo to nie obchodziło. Kiedyś była inna. Kiedyś, jak tata jeszcze żył dbała o nas, o pracę, o dom. A później tata zmarł. Podobno utonął. Jakoś w to nie wierzę. Doskonale to potrafił. Czuł się jak ryba w wodzie.
Jak zwykle wpadłam do baru spóźniona. No nie moja wina, że najpierw ochlapał mnie samochód, a później uciekło metro. Zawsze się na nie spóźniam.
- Zoe! Znowu spóźniona! – szef wyłonił się zza rogu. –Żeby mi to było ostatni raz, bo inaczej sobie pogadamy – zmroził mnie spojrzeniem.
Ze starym Philipsem lepiej nie zadzierać. A każde jego słowo brać poważnie. Weszłam za nim na zaplecze, w między czasie wydobyłam z ciasnej kieszeni klucz od pracowniczej szafki. Wrzuciłam do  niej swoje rzeczy i wyciągnęłam okropny, ciemnozielony fartuszek, notes i długopis. Dzisiaj wypadała moja kolej na sali. Nie znoszę tego. Za barem jest lepiej. Zawsze pod koniec zmiany można wziąć jednego głębszego po kryjomu. Byle tylko Philips nie widział, nie jest to za trudne. Koło dwudziestej robi sobie drzemkę, na starej, zarwanej kanapie na tyłach. Mamy go z głowy przynajmniej do dwudziestej drugiej. A o dwudziestej drugiej kończy się moja zmiana. Idealnie!
-Zoe! Dalej ludzie czekają! – wściekła Mia niosła dwie porcje mega frytek zręcznie lawirując pomiędzy ciasno rozstawionymi stolikami.
Rzuciłam tylko jakieś przekleństwo pod nosem i podeszłam do dwójki chłopaków, którzy rozmawiali szeptem. Gdy tylko do nich podeszłam zakończyli swoją ożywioną rozmowę. Z daleka ktoś obserwujący mógłby pomyśleć, że się kłócą.
-Chcecie coś zamówić?- Przybrałam najlepszy uśmiech na jaki było mnie w tym momencie stać.
-Ja poproszę małe frytki i twój numer złotko – puścił do mnie oczko, co nie za dobrze mu wyszło.
-Bardzo mi przykro złotko –celowo użyłam tego samego słowa, którym się do mnie zwrócił.- Ale jedyne co ci mogę zaproponować to kubeł zimnej wody. Nie umawiam się z pierwszym, lepszym. Możesz jedynie pomarzyć o tym w snach, czy gdzie tam chcesz – bąknęłam pod nosem.
Byłam dobrze do tego przyzwyczajona. Nie raz dostawałam takie, jak i bardziej niemoralne propozycje od pijanych, obleśnych typów. Chociaż ten był całkiem niezły. Biło od niego jakąś niezwykle potężną mocą, czymś mroczny. Boże Zoe o czym ty myślisz?
-A dla ciebie? – zwróciłam się do drugiego.
-Nic-warknął. –Albo szklankę wody- wywróciłam oczami. Matko co za człowiek!
Po siedemnastej ruch zmalał prawie do zera. Tylko w rogu siedziała jakaś parka śliniąca się do siebie. Wybrali... no bardzo fajne miejsce na randkę. Bardzo atrakcyjne, nie ma co. To miejsce przypominało spelunę. Pożółkłe ściany od papierosowego dymu, zaplamione tłuszczem obrusy, sztuczne, zakurzone kwiatki i różne krzesła. Każde z innej parafii. Mnie odstraszał sam wygląd tego miejsca. Gdyby nie to, że tylko tutaj szukali aktualnie pracy moja noga nie przestąpiłaby progu tego lokalu.
Rozsiadłam się przy stoliku przy ścianie, przysunęłam sobie drugie krzesło, żeby położyć na nim nogi. Wysunęłam z kieszeni fartucha słuchawki i telefon z zamiarem chociaż chwilowego odcięcia się od rzeczywistości. Trzy nieodebrane telefony od Olivii. Czego chce? Ona nie dzwoni do mnie nigdy. O ile nie musi.
Jeden sygnał, drugi, trzeci:
-Halo? – odebrała.
-Coś się stało, że dzwoniłaś?
-Och Zoe! To ty! Mama miała wypadek, przyjedź szybko… Proszę - wychlipała.
-Zraz będę.
            -MIA! –zawołałam w głąb knajpy.
            -Tak?- chwilę później pijawiła się przy ‘’moim stoliku’’
            -Zastąpisz mnie? Mama jest w szpitalu. Muszę do niej jechać.
            -Dobra, ale ostatni raz. I bierzesz za mnie sobotę.
            -Stoi-ściągnęłam szybko okropny fartuszek i wcisnęłam go dziewczynie w ręce.-Jesteś                          wielka.
            Przekroczyłam drzwi szpitala. Zawsze uciekałam od takich miejsc jak najdalej. Podeszłam do babki w recepcji.
            -Gdzie znajdę Ane Blash?
            -Trzecie piętro. Pani siostra na panią czeka – spojrzała na mnie współczująco.
            Jak ja nie znoszę litości! Zawsze na ciebie tak patrzą. A im młodsza jesteś, tym silniejsze jest to spojrzenie. Weszłam do windy ze starszą panią o lasce. Przyznam, że trochę się boję. Olivia nic mi nie powiedziała o stanie mamy.
            Dotarłam w końcu na trzecie piętro. Gdy tylko wyszłam z windy ujrzałam Olivię skuloną na żółtym, plastikowym krzesełku, gdy tylko mnie ujrzała rzuciła mi się na szyję. Odepchnęłam ją lekko. Nie lubię, gdy ktoś przekracza pewien dystans. Tak. Boję się dotyku innych ludzi. Żałosne prawda?
            -Co z mamą?
            -Ona... ona… Nie żyje – wybuchła jeszcze większym płaczem.
            Odwróciłam się napięcie i uciekłam. Nie chciałam tego słuchać. Próbowałam sobie wmówić, że jest inaczej. Że mama żyje, że tylko znowu uciekła. My kobiety z rodu Blash już tak mamy. Zawsze uciekamy od problemów.
            Biegłam przed siebie póki nie zaczął padać deszcz. Byłam w nieznanej mi dzielnicy, lało, żadnego baru czy chociażby sklepu w zasięgu wzroku. Tylko jedne, uchylone drzwi. Trudno, muszę się gdzieś schronić. Weszłam do opuszczonego domu w poszukiwaniu czegoś na czym mogłabym usiąść. W życiu nie usiadłabym na pokrytej dziesięciocentymetrową warstwą kurzu podłodze. Przyrzekam, że widziałam szczura! Nagle przystanęłam w pół kroku. Nie jestem tu sama. Ktoś jest w pokoju obok. Dwaj mężczyźni. Może, jeśli się wycofam nie usłyszą? Nagle rozmowy ucichły. Byłam prawie przy drzwiach, gdy męski głos rzekł:
            -Wybierasz się gdzieś?
            Podniosłam wzrok i chwyciłam klamkę. Był szybszy. Dużo szybszy i silniejszy. Przygwoździł mnie do drzwi jedną ręką, że aż syknęłam z bólu.
             -Ładnie to tak podsłuchiwać? – Warknął drugi. Przyrzekam, że widziałam, jak błysnęły jego kły.

            -To jakieś nieporozumienie- użyłam całej siły i wyszarpnęłam się mojemu oprawcy. – Leje deszcz – wskazałam na białą bluzkę, spod której prześwitywał szary stanik i włosy lepiące się do twarzy. – Moja matka miała jakiś dziwny wypadek, moja siostra wpadła w histerię, a mi robi się słabo! – Wydarłam się na nich, a później zrobiło mi się ciemno przed oczami i chyba zemdlałam. 



5 komentarzy:

  1. Jeśli myślisz, że nikt nie będzie tego czytał, to się mylisz. Tym samym zyskujesz jednego stałego czytelnika. Cóż, z mojej strony jak na razie dowiesz się, że za szybko lecisz z wydarzeniami. Czytelnik nie ma jeszcze okazji zaznajomić się z uniwersum, a już dzieje się to i tamto i dalej, dalej magiczne gacie Gadżeta xD
    Jak mam być szczera to mnie też podoba się ta oprawa graficzna.
    Jestem raczej zwolenniczką wilkołaków, a widzę, że to będzie o wampirach, ale zdążyłaś mnie na tyle zaciekawić, że poczekam sobie na kolejne części. I będę krytykować, aprobować i dopingować (może poganiać), bo wiem jak to jest, kiedy się nie ma takiej osoby, co ciśnie do pisania.
    Zostawiam Ci tu ten dziwny komentarz i czekam, aż pociągniesz tego bloga dalej. (Ja swoje posty wstawiałam czasem co 6 miesięcy XD)
    Pozdrawiam serdecznie ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie myślałam, że komukolwiek to się spodoba, a jednak. Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczy ten komentarz! Zdaję sobie sprawę, że jak na prolog strasznie dużo się wydarzyło, ale obiecuję się poprawić. Kolejny rozdział ukaże się jakoś w weekend (przynajmniej taki mam plan). Również pozdrawiam ;D

      Usuń
  2. Przeczytałam twój poprzedni post, tę informację i trochę się nią zmartwiłam. Nie lubię zawieszeń i porzuceń, dlatego pozwól, że cię zapytam, czy do tej opowieści masz dojrzalsze podejście, czy też podchodzisz do tego na zasadzie "pobawię się i zniknę?". Ja jako czytelnik zaczynam czytać z myślą o poznaniu całej historii, a nie o tym, że spotkam się z porzuceniem.
    Co jednak tyczy się rozdziału, to jest dziwny. Znaczy ja poczułam się dziwnie przy wzmiance o czarownicy, bo opowiadanie w katalogu nie było uznane za fantasty, a za młodzieżowe, więc spodziewałam się po prostu czegoś innego.
    Mam też wiele do zarzucenia jeśli chodzi o błędy. Bardzo dużo literówek, brak wiedzy o tym jak poprawnie zapisywać dialogi i wiele powtórzeń. Ja wiem, że nikt nie rodzi się orłem i Szekspirem, sama popełniam błędy i akceptuję, że autorzy amatorzy je popełniają, ale u ciebie była ich bardzo duża ilość. Co do powtórzeń to rzuciło mi się w oczy dwa razy "telefon" gdy mogłaś użyć słowa "połączenie". Taki banał, ale warto korzystać ze słownika synonimów.
    Sama historia, raczej póki co banalna, typowa fantastyka dla małolatów. Jest dużo sytuacji gdy bohaterka zaprzecza sama sobie, choćby to, że szefa należy słuchać i nie ma z nim żartów, a wcześniej było, że zawsze spóźnia się na metro, co by sugerowało, że zawsze spóźnia się do pracy, co jest niedopuszczalne, tak? Kolejna sprawa to to z matką, takie masło maślane, dużo napchałaś do tego prologu i nie ma między tym zgrabnych przejść. Wyszło trochę kanciasto.
    I szczerze nie wiem czy zostanę twoją stałą czytelniczką, bo czytam tylko to co mi się podoba, a po prologu nie mogę tego stwierdzić. Trzeba mi kilku rozdziałów. Póki co jednak zapraszam do siebie, być może tobie spodoba się coś u mnie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co nie mam zamiaru porzucać tego opowiadania i nawet o tym nie myślę. Jeśli post będzie miał się pojawić z większym opóźnieniem, jeśli będzie to możliwe będę informowała o tym.
      Wiem, że prolog trochę dziwny, ale przerabiałam to z czegoś co powstało naprawdę dawno temu i był pisany na szybko i możliwe, że jest w nim wiele powtórzeń i literówek. Obiecuję sprawdzić go dokładniej i poprawić.
      A co do kategorii w katalogu, to być może został popełniony jakiś błąd, bo zgłaszałam jako fantasy. Sprawdzę to.
      Zapraszam na kolejny rozdział, który się właśnie ukazał. Może bardziej ci się spodoba i wyjaśni kilka kwestii. Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Tak, prawdopodobnie został popełniony błąd w związku z z kategorią, do której został przydzielony blog. Już to zgłosiłam i mam nadzieję, że zostanie poprawione.

      Usuń

Jeśli masz chwilę, proszę skomentuj. Daje to pozytywnego kopa do dalszej twórczości.